Jak już wiecie, rok szkolny w Peru, kończy się wraz z rokiem kalendarzowym,
a wakacje trwają w zależności od szkoły,
czasem do 01 marca, czasem do 16 marca. Podobnie nasze dzienne oratorium oraz
oratoria niedzielne na dzielnicy, zakończyły działalność 16 grudnia, by dać
miejsce dla vacaciones utiles i oratorium letniego. Ale wakacje, jak wszystko
co dobre, szybko się kończą.
Nasze oratorium rozpoczęło się 12 marca. Pierwszy raz musiałyśmy same
stawić mu czoła. Nie ma już kleryka, który trzymał wszystko w ręku, a my mu
pomagamy. Teraz musimy radzić sobie same. Trzeba było przełamać się i
powiedzieć słówko poranne oraz poprowadzić modlitwę. Trzeba było zacząć
wyjaśniać zadania, których samemu nie do końca się rozumie. Trzeba w końcu
porozmawiać z mamą dziecka, które się źle zachowuje i zostać każdego wieczora w
oratorium wypuszczając wychodzących do domu pracowników. Na szczęście jesteśmy
dwie. Możemy podzielić się dniami otwierania drzwi, robieniem drugiego
śniadania dla dzieciaków, prowadzeniem modlitwy i mówieniem słówka.
Co ciekawe, nowy rok to także nowe dzieci. Wbrew moim oczekiwaniom, bardzo
mało z naszych znajomych podopiecznych wróciło po wakacjach do oratorium.
Niektóre zapisały się do pierwszej komunii i przychodzą w soboty, niektórym
zmieniono godziny studiowania, inni pomagają w domu, a jeszcze inni mówią, że jeszcze
się zapiszą… Zostali raczej tylko ci, którzy są bywalcami Bosconii już od paru
lat. Romario, największe urwisy w studio dirigido, czyli bliźniacy Jean Pierre
i Jean Paul i kilka dziewczynek. Nowe dzieci oznaczają zupełnie inny sposób
pracy. Moja spokojna, poranna aula 4 i 5 klasy zamieniła się na wypełnioną
rozkrzyczanymi chłopcami 4 klasę. Na 22 dzieci, które przychodzą rano, jedynie
4 to dziewczynki. Michel, Eduardo, Andre, Boris, czy Angel, każdy z nich
krzykiem oznajmia mi, że to właśnie on potrzebuje mojej uwagi od pierwszego
momentu kiedy pojawię się w drzwiach Sali. Mówią, że jestem „profe” od
matematyki i czasem pytają jak to możliwe, że nie umiem zrobić jakiegoś zadania
z języka i jak to możliwe, że w Polsce nam tego nie wyjaśniają. Często pytają o rzeczy, o których sama
niedawno nie miałam pojęcia. Ale człowiek uczy się całe życie!
Oratorium popołudniowe to już dla mnie nie siedzenie w sali, a w większości
krążenie w roli strażnika porządku w salach, otwieranie drzwi spóźnialskim, liczenie
dzieciaków i poszukiwanie tych zaginionych w bibliotece oraz wyjaśnianie
angielskiego maluchom, kiedy „profe Doris” ma już wystarczającą ilość uczniów.
Czasem to także wymyślanie drobnych kar za złe zachowanie i wieczne uspokajanie
w stołówce. A poza tym to przytulanie maluszków, bujanie ich na huśtawce,
przepraszanie obrażonej nastolatki, od której usłyszałam: „się mówi, a nie
krzyczy”, kiedy podniosłam na nią głos, zapominając, że te dzieciaki mają już
wystarczająco dużo krzyków w domu i są bardzo wrażliwe na tym punkcie. Zupełnie
inaczej się zachowują, kiedy zdążę pomyśleć zanim wyrażę swoje zirytowanie.
Wtedy się przytulają, prawią komplementy, przynoszą listy i miłe karteczki.
Czasem prawie wyrywają mi ręce kłócąc się, kogo odprowadzę do rogu po wyjściu z
oratorium lub kupują lizaki o smaku marakuya.
Moje oratorium w piasku także się zmieniło… Cała dzielnica będzie miała w
najbliższym czasie wodę, a w związku z tym wszystko w okolicy jest rozkopane.
Dojazdu samochodem nie ma. Dla moich dzieciaków to doskonała zabawa! Czasem
ciężko ściągnąć je do oratorium, ponieważ rzucanie kamieni w środek wykopu to
bardzo zajmująca sprawa. Ostatnio piłka wpadła w tak głęboki wykop, że
animatorzy wyciągali ją za pomocą liny do skakania, ok 15 minut. Jeśli chodzi o
dzieci, to większość z nich znam z zeszłego roku, ale ku mojemu zaskoczeniu,
zapisało się sporo takich, które nie figurują na ubiegłorocznych listach zapisów.
Zmieniła się także ekipa odpowiedzialna za oratorium. Animatorzy podpisali w
tym roku dokument, w którym deklarowali swoją dyspozycyjność. Ponieważ w
niektórych oratoriach brakowało ludzi do pracy, w innych było ich aż nadto, co
wcale nie przekładało się na jakość, wszyscy zostali podzieleni na nowo.
Zdecydowana mniejszość ostała się w tych samych oratoriach. Anai, Diana, Jeimy,
Jeisson, Ronald, David, Enrique i Luz, jako nowa koordynatorka, to moja nowa
ekipaJ Powoli
się zgrywamy. Część chłopców buntuje się, że nie przychodzą ich starzy
animatorzy grać z nimi w nogę, jednak w ostatnią niedzielę przełamali się i
grali wytrwale z Davidem przez cały czas trwania oratorium. Dziewczynki oraz
maluszki, nie mają chyba takich problemów z zaakceptowaniem nowych senoritas. Wystarczy, że ktoś chce się
z nimi bawić, że mogą się przytulić i ktoś je weźmie na ręce. Bo przecież
dzieci niczego bardziej na świecie nie potrzebują, niz miłości!!!:)
P.S. Napisanie tego sprawozdawczego posta zajęło mi bardzo dużo czasu z
powodu tzw: ”braku weny”. Mam nadzieję, że teraz pójdzie dużo prościej i na
kolejnego nie będziecie musieli tak długo czekać.