fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

środa, 14 marca 2012

Wielki jest Bog, spiewaj ze mna

Mieliście kiedyś takie pragnienie uwielbienia Boga, że cisnęły wam się na usta wszystkie znane pieśni na uwielbienie? Kiedy brakowało wam słów? Kiedy myśleliście, że Jest tak Wielki i Wspaniały, że aż zapiera dech w piersiach? Ja niedawno przeżyłam coś podobnego…

Jadąc rozklekotaną, dwuosobową moto taxi. Ja, Doris i ksiądz Józek. Powyginani na boki i z nogami poza pojazdem. Powolnie mijając zakręty drogi z wodospadu Ahuashiyacu do Tarapoto. Gdyby ktoś jeszcze rok temu opisał mi podobny obrazek- wyśmiałabym go. Ksiądz Józek Kamza, misjonarz pracujący w dżungli, wzbudzający mój podziw i szacunek i my, w moto taxi, w Amazonii? A jednak. Ale to nie sama jazda moto wzbudziła taki mój zachwyt. 

Wszystko zaczęło się w drodze z Piura do Tarapoto. Kiedy spadł mocny deszcz i nasz autokar czekał 8 godzin na zboczu górskiego zakrętu, aż wielkimi ciężarówkami wywiozą tony błota, spływającego z gór.  Włączyłam MP3 Doris i usłyszałam słowa piosenki: „AUNQUE MIS OJOS NO TE PUEDEN VER TE PUEDO SENTIR SE QUE ESTAS AQUI” (chociaz moje oczy nie moga Cie zobaczyc, moge poczuc, ze jestes tutaj). Niby wielkie odkrycie to nie było, w końcu jestem na misjach. A może właśnie dlatego, że na nich jestem, musiałam wyjechać z Bosconii, aby nabrać dystansu i uświadomić sobie tę nieustanną obecność i opiekę Boga. W tych wszystkich drobnych i wielkich rzeczach. W vacaciones utiles i codziennej opiece nad tyloma dzieciaczkami, w relacji między mną i Doris, w relacjach między nami i naszymi chłopakami- przecież tak utrudnionymi przez odległość, we wspólnocie, oratorium i w końcu w naszej podróży do wymarzonej, a jeszcze niedawno tak odległej dżungli.


Kolejnym etapem mojego zachwytu był już pobyt w Tarapoto i wycieczka nad jezioro, zwane LAGUNA AZUL. Otoczone górami i tzw. Selva Seca, czyli dżunglą wysoką. Roślinność, domy- widoki cudowne. I pogoda wręcz idealna na rejs łódką. Zaraz później wybraliśmy się nad wodospad  Ahuashiyacu. Wejściówka 3 sole. Droga pieszo od wejścia zajęła nam ok 10 minut, a widok? Zaparło mi dech w piersiach. To była jedna z takich chwil, których nie odda żadne zdjęcie, ani nie opiszą żadne słowa, zwłaszcza tak niewprawionego autora. Przez chwilę robiliśmy zdjęcia, poza nami było jeszcze kilku turystów. Po chwili zostaliśmy jednak sami, a nam wcale się nie śpieszyło. 

Siedzialam i patrzyłam. I przypomniała mi się czytana wiele lat temu książka: ”Sny i wizje księdza Bosko”. Zapamiętałam z niej wyjęty z szerszego kontekstu wątek chłopców, którzy trafiają do nieba. Święty widział ich pięknych, z bijącą od nich jasnością, której nie da się opisać, a będącą jedynie skromnym odbiciem piękna samego Boga, z którym przebywali. Skąd to skojarzenie? Stałam tam, wpatrując się  z zachwytem w wodospad w Amazonii i zastanawiałam się, jak piękny musi być Bóg, jeśli stworzył takie cuda natury? O ileż od nich piękniejszy?

I wracam do tej rozklekotanej moto taxi, od której zaczęłam. Jechałam nią podziwiając widoki, a w głowie przewijały mi się słowa pieśni uwielbiających Boga. Za wodospad i jezioro, za księdza Józka i Doris, za wyjazd na misje, za rodzinę, chłopaka, wspólnotę i przyjaciół. Za piękno świata, który otacza mnie i Ciebie, gdziekolwiek jesteś kiedy to czytasz. I za każdą najdrobniejszą chwilę, w której jest przecież obecny ON, Stwórca wszystkiego.

Takie sobie małe przeżycie, którym postanowiłam się z wami podzielić. Może opisane niezbyt bujnym językiem wydało wam się czymś banalnym.  Ale we mnie sprawiło, że na nowo zachwyciłam się otaczającym mnie światem, który pełen jest JEGO. Może uda mi się zarazić i was.
  
„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie” (Łk 10, 21b.23)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz