fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

środa, 31 sierpnia 2011

"Bóg jest Miłością, miejcie odwagę żyć dla Miłości"

     Stworzyć bloga to jedno, a zacząć coś na nim pisać to drugie. Zbieram się i zbieram od dłuższego czasu, aż tu dziś dostaję maila od księdza Piotra o treści: " To juz tylko jeden tydzieñ, i jak Dobry Bóg pozwoli, juz bedziecie w Limie Perú" !! Czas zatem najwyższy napisać kim jest Ksiądz Piotr i jakim cudem za tydzień o tej porze będę 13 tysięcy km od domu.

     Opowiadanie wszelkich historii najlepiej zaczynać od początku, trzeba tylko wiedzieć, gdzie ten początek się znajduje. Gdy zastanawiam się kiedy pojawiło się w moim sercu pragnienie wyjazdu na misje, stwierdzam, że powołanie dojrzewa we mnie zupełnie nieświadomie od kilku lat. Wielokrotnie dziękując Bogu za wspaniałą rodzinę, szczęśliwe dzieciństwo, czas szkolny, studia, wspólnotę,  zastanawiałam się co ja- Ania Jałoszewska ze Szczecina- mogę zrobić, by odwdzięczyć się Najwyższemu za ogrom Jego Miłości. I gdzieś w tzw "międzyczasie" dowiedziałąm się, że mój kolega Mateusz wyjeżdża na rok do Afryki z ramienia Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco. Potem usłyszałam kazanie xMarka Kowalskiego opowiadającego w mojej parafii o misjach i Salezjańskim Ośrodku Misyjnym, włączyłam się w dzieło Adopcji na odległość, aż w końcu wyjechałam na semestr do Warszawy na studia, gdzie mój współlokator prawie dosłownie "wyciągnął mnie za fraki" z domu i zawiózł do SOM, abym w końcu zobaczyła jak to funkcjonuje, skoro ciągle opowiadam o "tych misjach". W ten sposób trafiłam na mój pierwszy zjazd wolontariuszy MWDB. Musiałam jednak spędzić jeszcze wiele czasu w kaplicy, by usłyszeć w sercu pytanie "czy kochasz mnie bardziej aniżeli Ci?" i odpowiedzieć na nie w sercu: "tak Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Kocham i jestem w stanie poświęcić dla Ciebie i Twoich dzieci część siebie i swojego życia'.
Setki razy śpiewałam w kościele podczas Eucharystii, modlitw, czuwań i rekolekcji pieśń: "Bóg jest Miłością, miejcie odwagę żyć dla Miłości", nigdy jednak sens tych słów nie docierał do mnie tak wyraźnie jak teraz. Mimo że do zbyt przebojowych osób nigdy nie należałam, Bóg daje mi odwagę, by spróbować żyć nie dla siebie, a dla innych. Właśnie dlatego 6 września 2011 o g. 7.05 wylecę z Okęcia do Limy, a stamtąd do Piura, by przez 10 miesięcy pomagać Salezjanom w pracy na rzecz ubogiej młodzieży i dzieci.

1 komentarz:

  1. Aniu, gratuluję decyzji. Zapewniam o pamięci. Czekam na Twoje wieści z Peru.

    OdpowiedzUsuń