fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

poniedziałek, 19 września 2011

codziennosc


Domyślam się, że pewnie czekacie na kolejne posty na blogu, jednak życie na misjach nie jest codziennie fascynującą przygodą, powoli wdrażamy się w nasze obowiązki i jedyne co mogę wam opisywać to właśnie codzienność.
Niedziela w Bosconii jest najbardziej pracowitym dla nas dniem. Co prawda możemy wstać o 40 min. Później, ponieważ pierwszym punktem jest śniadanie o 7.00, jednak na tym koniec rekreacji. Msza dla dzieci z oratorium jest o 9.00 jednak przychodzą już po 8, więc należy się nimi zająć, nasza poprzedniczka miała w zwyczaju, jak się dowiedziałyśmy, chodzić po dzieci do domów, ponieważ nie wszystkie same przyjdą do kościoła, więc od przyszłego tygodnia zaczynam robić to samo. Po mszy, która kończy się ok 10.15, do 12.30 gramy i bawimy się na boiskach. O 13.00 obiad a zaraz po nim ruszamy z oratorium peryferyjnym, czyli ruszamy w teren. Pakujemy piłki i inne zabawki, picie, ciasteczka i ruszamy w 3 różne miejsca dzielnicy. Dorota gdzie indziej, ja gdzie indziej. Zabawa z dziećmi połączona z krótką 10-15min. Katechezą, którą prowadzą tutejsi animatorzy, trwa do godz. 17.30. Po powrocie planujemy kolejną niedzielę, zmywamy kubeczki, animatorzy rozchodzą się do domów, a my ruszamy na nieszpory i kolację. Nie przyzwyczaiłyśmy się jeszcze do słońca, mimo że tutaj dopiero zaczyna się WIOSNA, to już daje nam się we znaki, wczoraj wieczorem bolały nas od niego głowy. Nie spodziewałam się kiedykolwiek, że będę chętnie kładła się spać o godz. 22- 22.30J
Wczoraj podczas zabaw z dziećmi na ulicy dotarły do mnie dopiero słowa Padre, które cytowała już na swoim blogu Dorota, że „dzieci przychodzą do Bosconii oddychać innym powietrzem”. Po grze w piłkę w piekącym słońcu i tumanach piasku, rozumiem dlaczego chłopcy tak lubią nasze betonowe boiskaJ
W tym tygodniu świętujemy pierwszy dzień wiosny, więc mamy zamiar malować dzieciom buźki i prowadzić gry i zabawy wspólne zamiast lekcji, w planach jest także troszkę większy „mały poczęstunek”. Upieczone w sobotę ciasto marchewkowe spowodowało, że już nie mogę powiedzieć, że nie umiem nic upiec, a w związku z tym najbliższą sobotę spędzimy z  Doris w kuchniJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz