fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

poniedziałek, 12 września 2011

„Nikt nie ma tak mało, aby nie mógł się podzielić z innymi, ani tak dużo, aby nie mógł przyjąć pomocy”

Kilka wrażeń z pierwszych dni. Może troszkę chaotyczne, ale jest ich zbyt dużo, a zbyt mało czasu, aby je ładnie ułożyć. Wczoraj przeżyłyśmy pierwszą niedzielę w Bosconii. Nasze pierwsze zadanie to zbieranie pieniędzy po każdej z trzech porannych mszy świętych. Padre postanowił włączyć się w zbiórkę funduszy na Domy Księdza Bosco dla biednych dzieci w Peru. Tutaj ludzie sami potrzebują pomocy i wsparcia, jednak jak to powiedział Padre: „nikt nie jest tak biedny, aby nie mógł się podzielić z innymi”. I miał rację! Łezka kręciła się w oku, kiedy podeszła do nas starsza pani trzymając ostatnią monetę w ręku i zapytała czy możemy jej ją rozmienić po czym jednak ją wrzuciła  mówiąc, że będzie to też ofiara od jej męża.
Inne wspomnienie: w Piura jest wszędzie baaardzo dużo piasku, zamiatanie, wycieranie ławek w kaplicy, okien, czy parapetów to syzyfowa praca. Wczoraj próbowałyśmy się dowiedzieć od dzieci jak mówi się po hiszpańsku piasek. Podniosłam zatem garstkę piasku pytając co to jest. Nie spodziewałam się jednak odpowiedzi: „to jest  ziemia.” „To nie jest ziemia-„ powiedziałam, „ziemia jest czarna”. „Jak to Seniorita, to ziemia jest u was w Polsce czarna??”- odpowiedziało mi zdziwione dziecko.  
Wczoraj było także nasze pierwsze oratorium peryferyjne. Każda z nas trafiła do innej części dzielnicy. Animatorzy prowadzą tam popołudniu zabawy dla dzieci oraz krótkie katechizmy. Było to nasze pierwsze zetknięcie się z tutejszą rzeczywistością. Z domami z trzciny lub z kartonu i biedą jakiej nawet sobie nie wyobrażałyśmy jadąc tutaj. Żadne zdjęcie nie odda tego, co się widzi będąc tutaj. Bosconia jest dla dzieci i młodzieży dosłownie i w przenośni „oazą na pustynii”. Bardzo bujna roślinność, owoce, basen, boiska,  to rzeczy, których poza placówką po prostu nie ma.
Wieczorem pojechałyśmy z Padre na mszę do katedry. Generalnie msze są tutaj bardzo radosne, zespoły zarówno w Bosconii, jak i w katedrze każdą pieśń grały na keyboardzie w rytmie disco polo, więc klimacik jest swojski, ale dzięki temu ludzie się chętnie włączają.
Poki co, próbujemy ogarnąć nasze obowiązki i się wkręcić, troszkę ciężko wszystko zrozumieć, kto co robi, kto za co jest odpowiedzialny, jakie zwyczaje panują itp. Ale powoli, powoli, damy radę. Poza oratorium póki co karmimy ptaki wymieniamy im wodę 2x dziennie, a także pobieramy lekcje od Padre : „jak przestawiać podlewacze do trawy i o której godzinie gdzie”. Chcemy wyręczyć księdza, który mimo wielu obowiązków robi także i to. Na stwierdzenie, że jest dużo pracuje,  odpowiada: „ja po prostu wiem, co ślubowałem podczas święceń kapłańskich” . I pracuje. I jest nie tylko dyrektorem, ale także świetnym gospodarzem domu.

7 komentarzy:

  1. zaiste prawdziwy Ksiądz Bosko z tego Padre:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, skasowałam poprzedni komentarz, bo chciałam dać nowy a tu to widać;) No nic...Pozdrawiam i cieszę się, że jesteś zadowolona...:):*

    OdpowiedzUsuń
  4. Aneczka!
    Znajdź no mi tam jakąś ładną Peruwiankę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, usunąłem posta... :P
    Powtórzę się: Pisz, pisz, ja będę czytał :P

    OdpowiedzUsuń