fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

wtorek, 8 listopada 2011

Kocham CIĘ POLSKO!

     Zawsze uważałam się  za „prawie” patriotkę. Piszę „prawie”, ponieważ niestety nie mogę się pochwalić bardzo dobrą znajomością historii. Przyznaję, że mimo wielkich starań mojego wychowawcy w LO, posiadam wiedzę na temat przeszłości mojego kraju, jedynie w stopniu podstawowym, co nie pozwala mi na nazwanie się w 100% „patriotką”. Teraz jednak będąc tak daleko od DOMU, doceniam go jeszcze bardziej. 


Nie będę pisać o jedzeniu, które nigdzie nie jest tak dobre jak w Polsce, ani o pięknie naszych miast, pięknie kościołów,bo oczywistości nie trzeba komentować. Stwierdziłyśmy jednak ostatnio z Dorotą, może dość surowo, że w Peru nie istnieje coś takiego, jak „sacrum”. Nie ma miejsca, gdzie niektórych rzeczy się po prostu nie robi. Nie jest dla nikogo dziwne jedzenie w kościele, odbieranie telefonu podczas mszy świętej, rozmawianie w kaplicy na pełen głos (szeptu jeszcze nie odkryto), sprzedawanie lodów na cmentarzu, stanie podczas przeistoczenia, ani to, że można w niedzielę przyjść na połowę jednej mszy, a później na połowę drugiej, zamiast na jedną całą. Zatesknilam tez za pieknem szczecinskiego cmentarza, kiedy w Uroczystosc Wszystkich Swietych udalysmy sie z bracmi na spacer po cmentarzu, ktory okazal sie poltargowiskiem z jedzeniem i zarowkami oraz punktem wynajmu drabin . Dlaczego sprzedaja zarowki i po co te drabiny? Zarowki montuje sie przy kazdej tabliczce z nazwiskiem zmarlego, po to by moc przyjsc w nocy z 1 na 2 listopada odwiedzic grob. Dlatego 1 listopada cmentarz jest pelen poprzewieszanych i poplatanych kabli, ktore zwisaja nad glowami przechodniow. Chlopcy z pobliskich miasteczek wynajmuja zas drabiny po to, by dostac sie do grobow polozonych w najwyzszych rzedach. Niestety tylko nielicznych stac tutaj na grob w ziemi, pojedynczy.
     Nie udało nam się doświadczyć w Peru także CISZY. Jakże doceniam teraz ciszę mojego pokoju na poddaszu, ciszę naszej szczecinskiej katedry, do której możesz wejść, by w CISZY spotkać Boga. Kto był w Ameryce południowej, wie, że tutaj wszędzie panuje hałas. Dzieci przynoszą go z domu, dlatego wprowadzenie ciszy w klasie, gdzie odrabiają lekcje graniczy z cudem. Stojąc metr ode mnie, moja ulubiona uczennica María Petronilla krzyczy do mnie na całe gardło. W naszym pokoju ciszy nie doświadczamy przez 24h. Muzyka włączona jest u naszych sąsiadów cały dzień, a czasem także w nocy, czasem ni stąd ni z owąd ktoś zaczyna gwizdać przez 10 minut głośnym gwizdkiem. Naszej pobudce towarzysza natomiast okrzyki sprzedających chleb i gazety wędrownych kupcow. Jak ostatnio stwierdziła Doris: „nawet w kaplicy nie ma ciszy, bo zaraz za drzwiami stoi klatka z 25 kanarkami”.  
     W mojej nowej rzeczywistosci musialam odkryc po raz kolejny, ze cisze trzeba odnalezc w swoim sercu, cokolwiek by sie dzialo. Nie jest to latwe kiedy otacza cie halas, w glowie huczy od krzyku dzieci, a i krew nieraz szybciej krazy od zdenerwowania. Jesli jednak nie odnajdziesz Boga w ciszy swojego serca, przegrasz. On tam jest i nie potrzebuje wielu slow. Wystarczy zostawic wszystko inne, spojrzec na Krzyz i z niego czerpac sile do dzialania.

¨ W ciszy szukam słów, by podziekowac za Twa Milosc. W ciszy jest moj Bóg, tam zawsze szukam Go(...) nie szukam pustych slów, bo cisza jest moj Bóg, On jest Panem mym...¨

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz