fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

poniedziałek, 26 marca 2012

Silver Metallic

Na początku ksiądz Czarny i ksiądz Kazimierz. Później już ksiądz Kaziu. Oazowy wzór, przyjaciel i nauczyciel dla wielu.  Jedna z osób, o których myśli się, że ich nigdy nie może zabraknąć. Że jest „chroniony”, że nigdy nie umrze. Przynajmniej jeszcze bardzo długo nie. Ale przecież to właśnie to, powtarzał pokoleniom oazowiczów: „Pan Bóg ma dla Twojego życia doskonały plan”.  Dla jego życia też miał plan. Zupełnie inny niż się spodziewaliśmy.

Siedzę tysiące kilometrów od wszystkich, którzy wspólnie modlą się nad jego grobem w pierwszą rocznicę narodzin dla nieba i wspominam…  Moje pierwsze rekolekcje i dzień wspólnoty oraz mszę odprawianą przed wejściem do pałacyku w Trzcińcu. Tę niską siwą postać, o której animatorzy  mówili nam: „to ksiądz Czarny, a teraz już Silver Metallic, założyciel oazy salezjańskiej i moderator generalny”.  Rok później moje pierwsze rekolekcje we wspomnianym pałacyku i liczne konferencje o modlitwie. Jego białą albę i położony na ołtarzu dyktafon księdza Groszka, który juz wiedział, że nie można uronić ani słowa, z tego co mówi Czarny. Słynny wsrod oazowiczow, wyrzeźbiony przez pewnego alkoholika, krzyż w kaplicy ośrodka wychowawczego i te słowa: „Wpatruj się w  krzyż. Przyjdź tutaj i po prostu na Niego patrz, jak przyjaciel na przyjaciela, bez słów”. Te słowa brzmią mi w uszach do dziś i za każdym razem, w każdym miejscu, kiedy patrzę na krzyż wiszący za ołtarzem, przypominam sobie właśnie ten z Trzcińca, przed którym ks Kaziu spędził tyle godzin i dni na modlitwie.  A modlił się wiele. Jak wspominał ktoś po jego śmierci : ”Swym dobrem i miłością hojnie potrafił obdarować liczne osoby nie tylko ze swego otoczenia. „Księże Kazimierzu … potrzebna modlitwa … moja córka … zła diagnoza lekarska” „Tak – jutro godz. 7.00 rano odprawię mszę świętą w jej intencji i obiecuję – będę się modlił.” I modlił się. Tylko Pan Bóg wie ile … Powiedział też „zobaczycie będzie wszystko dobrze, na święta Bożego Narodzenia będziecie radośni…” I tak było. Druga sytuacja. „Księże Kazimierzu – młoda, mądra, podobno bardzo piękna studentka poważnie choruje. Cierpi na bardzo trudną w leczeniu chorobę. Stan zdrowia dziewczyny – zły. Ksiądz Kazimierz pyta – imię? I jednoznacznie deklaruje – „będę się bardzo modlił. W jej intencji. Wierzę, że pan Bóg mnie wysłucha.” I wysłuchał. Ku zadziwieniu lekarzy choroba zaczęła się cofać. Dziewczyna wyzdrowiała, skończyła studia, pracuje.”

Wspominam moje niestety jedyne rekolekcje z ks Kaziem jako animatorka. W kolejnym Ośrodku wychowawczym, w którym pracował, w Rzepczynie. Słynną kawę o 9.00 rano, która tym razem, ze względu na chorobę,  musiała zamienić się na kakao i jego złośliwe lecz pełne śmiechu uwagi  w stylu: „czy ta zakonnica musi mi ciągle dawać to kakao do picia, jak dziecku?” w kierunku zatroskanej siostry Janki. Jego ostre : ”wejść” w odpowiedzi na moje lękliwe pukanie do drzwi i stukanie pięścią w głowę ze słowami: „dziecko, czyś ty oszalała, chcesz być prawnikiem? Przecież ty się nie nadajesz na prawnika”.   Miłość, którą otaczał wychowanków, czyli  „swoich chłopców” mówiąc nam, że to przede wszystkim ich dom.  Ich łzy i słowa : „dziękuję Tato” wypowiedziane na pogrzebie, przed zgromadzonym tłumem ludzi, są doskonałym świadectwem tego, jaką miłością otaczał ich na co dzień.  Wspominam także jego skupienie w czasie celebrowania Eucharystii i charakterystyczne spowolnione, bardzo dobitnie wypowiadane każde słowo podczas przeistoczenia, kiedy czuło się bardzo mocno, że na ołtarzu staje się Cud.

Spodobały mi się słowa ks Tomka M. napisane na stronie parafii w Pile, po śmierci x Czarnego: Trudno jest mi dziś powiedzieć co miał w sobie, bo przecież nie grał w piłkę, nie grał na gitarze, nie opowiadał kawałów, a chciało się usiąść obok Niego jak Ewangeliczna Maria u stóp Jezusa.” Właśnie tak było. Nie grał w piłkę i nie głaskał po głowie. Krzyczał. Czasem musiał, z troski i miłości, jaką nosił dla nas w swoim sercu. Byśmy nigdy nie zapomnieli, co znaczy Światło- Życie. I może właśnie za to tak go pokochaliśmy? Za to, że zawsze miał odwagę powiedzieć, że można być tylko gorącym albo zimnym, a nie letnim. Że można być albo całkowicie za Jezusem, ze wszystkimi konsekwencjami, albo nie można mówić, że się jest Katolikiem. I za to, że kiedy było trudno mówił: „nie martw się dziecko, Pan Bóg wie co robi”.

Pan Bog wie co robi. I wiedzial co robi stawiajac xCzarnego na drogach tylu mlodych ludzi. Dziekuje Bogu za to ze stal sie czescia i mojego zycia. A dzis jakos nie potrafie modlic sie za niego, a juz raczej tylko przez niego: Ksieze Kaziu, wstawiaj sie za nami, bysmy potrafili z Krzyza czerpac moc do zycia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz