fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

wtorek, 20 grudnia 2011

Listy, Gran Bazar, czekolada i puste miejsce przy stole.

    Jak już kiedyś wam pisałam, na naszej misji wszystko zmienia sie jak w kalejdoskopie. Emocje, samopoczucie, wspomnienia. Przez ostatni czas żyłyśmy juz świętem oratoriów, bazarem, Bożym Narodzeniem dla dzieci, pożegnaniami, Bozym Narodzeniem dla animatorow. Ale wszystko po kolei…


    
    08 grudnia, uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP. W Polsce kojarzyła mi się tylko z oazą i przyjęciem do deuterokatechumenatu. Tutaj dowiedziałam sie, że 08 grudnia uznaje się za datę, powstania pierwszego oratorium księdza Bosko. W salezjańskim świecie Ameryki Południowej, jest to wielka fiesta dla wszystkich oratorianów. W Bosconii, organizowaliśmy dla nich gry i zabawy (salezjańskie oczywiście). Po mszy porannej rozdawaliśmy także czeki, na których widniała liczba bosków, czyli salezjańskiej waluty.  Kwota bosków na czeku zależała od liczby obecności w oratorium przez cały ostatni rok. Oczywiście, aby takie czeki wystawić dla około 500 dzieci, najpierw trzeba było poświęcić kilka nocy na policzenie obecności, a następnie jedną noc na wypisanie imiennych czeków dla wszystkich dzieci. Jednak popijanie kawy, zajadanie słodkiego popcornu i  słuchanie peruwiańskiego radia, a także towarzystwo prawie wszystkich braci, którzy pomagali w pisaniu, sprawiło, że nie było tak źle. Same święto przebiegło, jak to w Peru, troszkę nerwowo. Niestety spora część rzeczy robiona na ostatnią chwilę, przy takiej liczbie dzieci, powoduje, że kilka osób musi biegać w każdą stronę załatwiając to i owo. Niestety tym razem bieganina przypadła mi w udziale i jak wyglądał bazar dowiedziałam się tylko z opowieści Doris. Ale uśmiechnięte twarze dzieci, które musieliśmy odwozić z bratem do domów, gdyż wyszły późno z Bosconii i bały się wracać same, rekompensowały wszystkie nerwy. 


    Kilka dni później kolejna wielka fiesta, choć limit miejsc zmniejszony do 300. Navidad del niño- Boże Narodzenie dla dzieci, czyli gorąca czekolada i prezenty dla wszystkich dzieci, które rzeczywiście uczęszczały cały rok do oratoriów. Zdecydowanie mniej nerwów i lepsze zorganizowanie wszystkiego. 


Niby już spokojniej, bo Navidad del Nino kończy działalność oratorium, ale pozostaje jeszcze zorganizować Navidad de jovenes, czyli czekoladę dla animatorów i wszystkich, którzy pomagali w Bosconii w ciągu roku. A to kolejne listy, kolejne adresy, kolejne  prezenty do spakowania na ostatnią chwilę. Bo jak to napisała Kasia na swoim blogu z Calci: „po co się śpieszyć, jesteśmy w Peru”. „O señorita Secretaria” usłyszałam wczoraj, kiedy kolejny raz czekałam- z listami w ręku- w kolejce, aby dostać się do bardzo okupowanego w ostatnich dniach, biura Padre Pedro.
Grudzień to u nas także miesiąc ewaluacji pracy, inwentaryzacji pomieszczeń, sprzątania i pożegnań. Wczoraj przyszły oficjalne listy posłuszeństwa od księdza inspektora dla wspólnoty. Jeden z braci wyjechał jednak już wcześniej. Nasz kompan z oratorium, brat Elias. Największy uśmiech przy stole i największe wsparcie w codziennej pracy. Jako dla łasucha przygotowałyśmy mu ciasto z bitą śmietaną i paczkę ze słodyczami i innymi drobiazgami, które wręczyłyśmy mu podczas ostatniej wspólnej kolacji we wspólnocie mówiąc tylko, że będziemy tęsknić. Za naszymi piątkowymi wieczornymi zebraniami, za uśmiechem dziecka, za jedzeniem ciastek razem z zupą i wielkim zeszytem, w którym zawsze wszystko było zapisane. Teraz pozostałyśmy same na placu boju, na kolejny rok ksiądz inspektor nie wysłał żadnego kleryka na jego miejsce. Na pytanie, kto w takim razie będzie teraz zajmował się oratorium, usłyszałyśmy odpowiedź: „Wolontariuszki”. Także tak.  Trzymajcie kciuki!


1 komentarz:

  1. Aniu, z ciekawością czytam Twoje posty i życzę Ci dużo siły do tej niełatwej, ale pięknej pracy, którą wykonujesz tam.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń